Nie czytasz - tracisz
- Tato, czy ty umiesz czytać?- pytała dziewczynka ojca w reklamówce zachęcającej nas do czytania dzieciom. Niby umiemy czytać, ale nie czytamy nawet umów, które podpisujemy. Później się denerwujemy, płacimy i tracimy.
Czytanie i pisanie są umiejętnościami powszechnymi, niezbędnymi w życiu codziennym. W formie pisma dokumentowane są wszystkie istotne zdarzenia następujące w naszym życiu, od dnia narodzin począwszy. Różnego rodzaju dokumenty stanowią wręcz o tym, czy w sensie formalnym, istniejemy. Dzięki czytaniu wzbogacamy swoją wiedzę, rozwijamy się wewnętrznie. Spyta ktoś - „Po co te truizmy? Każdy przecież to wie”. Nie do końca jednak....
Prosta i powszechna z pozoru umiejętność czytania często nie jest wykorzystywana w sytuacjach, kiedy akurat jest najbardziej potrzebna: wtedy, gdy pod nie przeczytanym tekstem umowy składamy swój podpis – akceptując nim jednocześnie wszystkie postanowienia w tej umowie zawarte. Otaczający na świat jest na wskroś komercyjny: ciągle coś kupujemy: towary materialne albo usługi zaspokajające nasze rosnące potrzeby. Każdy taki zakup to kolejna umowa cywilnoprawna, na podstawie, której otrzymujemy świadczenie od kontrahenta, zobowiązując się jednocześnie do zapłaty umówionej należności.
Dopóki funkcjonujemy na poziomie umów zawieranych ustnie i dotyczących zwykłych czynności życia codziennego, nie mamy zazwyczaj problemów zarówno z określeniem przedmiotu umowy jak też wyrażeniem w pieniądzu wartości naszego zobowiązania. Gorzej, jeżeli zawarciu umowy towarzyszy podpisanie dokumentu liczącego czasami kilka stron średniego formatu i do tego gęsto zapisanych drobnym drukiem, o treści niejednokrotnie przesyconej trudnymi wyrazami i najeżonej dziesiątkami odnośników.
W sytuacjach takich przeciętny konsument nagle staje się leniwy; ogarnia go nagła niechęć do czytania, zdaje się na łaskę i niełaskę sprzedawcy i całkowicie polega na udzielonych mu przez tę osobę wyjaśnieniach co do treści wspomnianej wyżej umowy. Lenistwo to powoduje, że nie chce mu się nawet sprawdzić, czy otrzymał wraz z umową wszystkie wskazane tam załączniki (regulaminy, cenniki, warunki promocji).
Dzieje się tak być może również, dlatego, że lubimy ufać ludziom, że nabywany towar czy też kupowana akurat usługa jest dla nas w tej chwili odczuwana jako niezbędna, że czujemy się bezpiecznie w miejscu i czasie zakupu. Zazwyczaj nie uświadamiamy sobie wówczas, iż nasze naturalne słabości od bardzo dawna doskonale znane są sprzedawcom. Wiedzą oni (gdyż niejednokrotnie wydają miliony na specjalistyczne badania rynku i psychologii konsumentów), że sympatyczna i budząca zaufanie postawa sprzedawcy – przy wykorzystaniu nieświadomości kupującego zdeterminowanego na zakup oczekiwanego towaru (usługi) umożliwia temu pierwszemu uzyskanie już w czasie pierwszych 15 sekund bezpośredniego kontaktu, przewagi nad konsumentem i zawarcie umowy na warunkach, jakie odpowiadają sprzedawcy. Przeciętny konsument nie ma pojęcia, że działający na rynku przedsiębiorcy niejednokrotnie szkolą przez bardzo długi czas swoich sprzedawców, jak mają oni zachowywać się wobec potencjalnych kupujących, jak się mają ubierać, a nawet, w jaki sposób zapukać do drzwi przyszłego klienta.
Sam kiedyś uczestniczyłem w takim specjalistycznym szkoleniu dla sprzedawców, podczas którego uczono, jak nawiązać pozornie przypadkowy kontakt z klientem, aby sprzedać mu później swój towar, jak i w którym miejscu mieszkania usiąść, gdy prowadzi się z nim rozmowę handlową, a nawet, jaką bieliznę należy nosić „do pracy”.
Uczono tam również jak działać, by potencjalny kupiec zaczął odczuwać nieodpartą potrzebę zakupu towaru czy usługi, których istnienia jeszcze parę chwil temu zupełnie sobie nie uświadamiał.
Analogiczną, jeżeli nie większą uwagę sprzedawcy poświęcają treści i formie umów przedstawianych konsumentom do podpisania. Umowy te z założenia konstruowane są w trudnym dla przeciętnego odbiorcy języku, sporządzone bardzo drobnym, trudnym do odczytania drukiem na kilku stronach sporego formatu. Mają one zazwyczaj wiele odnośników i odsyłaczy do uwag wypunktowanych prawie niewidocznym pismem na ostatniej stronie takiej umowy.
Ich forma ma stanowić jaskrawy kontrast z uprzejmą i życzliwą (z pozoru) postawą sprzedawcy, uaktywnić u konsumenta poczucie zniechęcenia do analizowania zawiłego tekstu i umożliwić temu sprzedawcy „życzliwe” zreferowanie treści umowy – oczywiście z pominięciem najistotniejszych, często niekorzystnych dla konsumenta, jej postanowień.
Metoda ta jest bardzo wśród sprzedawców rozpowszechniona. Stosują ją powszechnie firmy ubezpieczeniowe, operatorzy telekomunikacyjni i internetowi, jak też sprzedawcy sprzętu gospodarstwa domowego działający w sprzedaży pozasklepowej oraz wykonawcy usług remontowych.
Jak się ustrzec od pułapek zastawianych przez takich sprzedawców?
Zasada nr 1: wnikliwie czytajmy i analizujmy każdy podsunięty do podpisania dokument, choćby sprzedawca zaklinał się na wszystkie świętości, iż zreferował nam jego treść uczciwie i rzetelnie,
Zasada nr 2: jeżeli w treści umowy wskazane są załączniki do tej umowy, nie podpisujmy jej dopóki nie otrzymamy tych załączników i nie przeanalizujemy ich treści,
Zasada nr 3: porzućmy na zawsze bezgraniczną wiarę w rzetelność i obiektywność osoby, która proponuje nam zakup jakiegokolwiek dobra materialnego czy też usługi zwłaszcza, gdy jej wygląd i zachowanie będzie nadzwyczajnie ujmujące. Pamiętajmy, że żaden sprzedawca nie wykonuje swojej pracy za darmo i żyje z prowizji od sprzedanych towarów pochodzącej z zarobionych przez nas ciężką pracą pieniędzy – ma więc interes w tym, abyśmy mu swoje pieniądze powierzyli.
Zasada nr 4: nie obawiajmy się żądać przed podpisaniem umowy od sprzedawców jej odpisów do przeanalizowania ich treści w spokojniejszych, domowych warunkach. Jeżeli sprzedawca odmówi nam udostępnienia kopii takiej umowy, będzie to z całą pewnością oznaczało, że coś przed nami chce ukryć.
Zasada nr 5: jeżeli napotkamy na trudności w zrozumieniu treści jakiegokolwiek z postanowień proponowanej nam umowy, zapytajmy kogoś kto nam w tym pomoże, na przykład Powiatowego Rzecznika Konsumentów,
Zasada nr 6: pamiętajmy, że nasz podpis ma wagę zobowiązania i jest przeliczalny na pieniądze. Nigdy nie podpisujmy dokumentów „in blanco” (bez ich uzupełnienia przez sprzedawcę o zapisy w wolnych rubrykach). Nie szafujmy swoim autografem bez uzasadnionej konieczności.
Pomimo rozbudowanego systemu prawnej ochrony konsumenta i całego katalogu instytucji tego prawa stworzonego dla uprzywilejowania jego osoby w obrocie towarów i usług należy zawsze pamiętać, że nawet najlepiej skonstruowane przepisy tego prawa nie ochronią nas przed własną łatwowiernością i konsekwencjami własnych, nieprzemyślanych decyzji.